Do sali od francuskiego weszłam równo z dzwonkiem, choć sądziłam, że nie zdążę. Na przygotowanie się do wyjścia miałam zaledwie 15 minut. Na prawdę byłam w szoku, że zdążyłam.
Miejsce obok Neila z tyłu klasy, czekało na mnie i aż się prosiło by je zająć. Szybko tam usiadłam i gdy tylko to zrobiłam Madame Croissant wparowała do klasy. Telefon w mojej kieszeni zawibrował w momencie kiedy kobieta po czterdziestce rzuciła swoje łaskawe 'bonjour' . Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i odczytałam sms'a- oczywiście od Marsa:
"SPÓŹNIĘ SIĘ NA HISTORIĘ. NIE MOGĘ ZNALEŹĆ MOJEGO PERFEKCYJNEGO T-SHIRTU Z BEYONCE. GDZIE JA MAM SWÓJ T-SHIRT Z MOJĄ PIĘKNĄ BEYONCE?!"
Uśmiechnęłam się pod nosem i odpisałam, że jego t-shirt jest u mnie w łazience. Kiedy podniosłam wzrok na swój otwarty już zeszyt, zobaczyłam na nim kartkę od mojego sąsiada : "Przypominam, że to Ty miałaś zająć mi miejsce, nie na odwrót :)". Szepnęłam do niego słówko przepraszam i zaczęłam słuchać nauczycielki.
-...i sprawdziłam wczorajsze kartkówki. Panie Hampthon i panie Wither zaskoczyli mnie, ponieważ bezbłędnie napisali. Nie jako jedyni ale wiemy, że francuski to dla nich ciężki język.- rzuciła wbijając swój wzrok w Neila i pękatego, brązowowłosego Withera.
Po krótkiej ciszy, zajęła się prowadzeniem kolejnego tematu.
Po dzwonku zaczęłam się pakować.
-Poczekam na Ciebie po lekcjach przed szkołą, okay?- zapytał Neil. Jego oczy były jakieś...przerażająco przygnębione. Zauważyłam jak ludzie szepczą na jego temat, a on zdawał się to ignorować.-Ah, no i dziękuję za pomoc w kartkówce.- powiedział ciszej.
-Nie ma sprawy. Poczekaj na mnie przed wejściem.
Gdy wyszedł z sali, reszta uczniów wybuchnęła śmiechem.
Coś oprócz tego całego 'zgona', musiało się jeszcze wydarzyć na tej imprezie. Raczej nikt nigdy nie wyśmiewał się z Neila Hampthona.
Opuściłam salę uprzednio podchodząc do pani Croissant, by zapytać się o swoją ocenę, która i tak mnie nie zaskoczyła. Bezbłędnie.
Wyszłam z sali, a Mars już tam czekał na mnie z szerokim uśmiechem.
-Witaj Lorrie!- wykrzyknął niemal na cały korytarz.
-Coś Ty taki entuzjastyczny?
-Jeszcze się pytasz? za 73 dni HAWAJE!
Przerzuciłam oczami, choć tak naprawdę gdzieś w głębi duszy cieszyłam się wraz z nim. Jego rodzina nie zawsze była taka cudowna, jak teraz...
-Idziemy na biologię?-zapytałam.
-Jasne, przecież to jedyna lekcja, na którą chodzimy razem.- skwitował.- Jutro wpadnę po Beyonce.
Wracając:
Rodzina Chipa nie zawsze była taka cudowna jak teraz. Głównie przez jego ojca - Terry'ego.
Bił, znęcał się psychicznie...zamykał w piwnicy swoją własną żonę. Nie korzystał z żadnych używek. Lekarze, którzy go badali krótko przed sprawą rozwodową stwierdzili, że choruje on na jakąś chorobę psychiczną. Sprawa rozwodowa nie była ostatnią rozprawą. Siedmioletni Chip- już wtedy dość poważny - powiedział do swojej mamy: "tata jest zły, mamo, musi trafić do więzienia". Kobieta wzięła sobie te słowa do serca. Z tego co wiem Terry nadal siedzi. Bardzo dobrze. Mężem pani Grend (niegdyś Lopes) jest teraz adwokat, którego wtedy wynajęła. Pamiętam jak Mars często u niego (wraz ze mną) nocował, no jego martwiła się, że syn znowu zostanie pobity. Chip właściwie do Terry'ego nigdy nie mówił per: "tato". Pierwszy raz powiedział to słowo do pana Grenda, od którego mama przyjęła nazwisko po ślubie. Na zmianę nazwiska syna, potrzebowała zgody Terry'ego, który powiedział, że i tak nigdy nie kochał Chipa i dał zgodę.
Jego aktualni rodzice poznali się nan Hawajach. Pamiętam to do dziś.
Chip mieszkał u mnie wtedy przez co najmniej przez tydzień, bo jego mama musiała wyjechać w delegacje. Pan Grend również miał wtedy delegacje. Jego przyszłą żona już wtedy zastanawiała się nad rozwodem, wynajęciem adwokata i zakończeniem tego cierpienia.W tym roku będzie ich 10 rocznica. Dalej raczej wszystko jasne.
Choć nie dla mnie. Nie rozumiałam dlaczego mimo tych wszystkich wydarzeń mój przyjaciel widział wszystko optymistycznie...
Okazało się, że dokładny opis szkieletu człowieka nie tylko był zadany po to, żeby przypomnieć sobie dział "Człowiek", ale również i po to aby napisać kartkówkę.
Chip oczywiście zapomniał się przygotować, tak jak 2/3 klasy. Ale to nic, on ma w głowie tyle wiedzy, że sam Einstein by się nie powstydził.
Podczas długiej przerwy nie poszłam na stołówkę. Wystarczyło mi to, że patrzyli się na mnie na korytarzach jak na debilkę. Poprosiłam przyjaciela by wyniósł mi jakąś kanapkę, żebym nie umarła z głodu.
Po skończonych lekcjach wyszłam przed szkołę, ale Neila nie było jeszcze widać. Pożegnałam się z Chipem i stwierdziłam, że to ja poczekam na niego.
Ale on wciąż się nie pojawiał.
Minęło piętnaście minut. Pewnie zrobił sobie ze mnie jaja i po prostu mnie olał. chociaż... Nie zauważyłam, żeby jego kumple wychodzili ze szkoły. Może rozmawiają z jakimś nauczycielem?
Nie, coś jest nie w porządku.
Szłam korytarzem na parterze, a gdy mijałam męską toaletę usłyszałam śmiech i krzyki. Jeden wyróżniający się krzyk. Krzyk bólu.
Bez namysłu weszłam do środka. Neil leżał pod ścianą i miał zakrwawioną twarz, a jego KUMPLE śmiali się i go kopali gdzie popadnie.
Spanikowałam, lecz kiedy mnie zobaczyli to niemal biegiem opuścili łazienkę. Uklęknęłam przed Neilem i położyłam rękę na jego policzku. Gdzie jest personel szkoły, kiedy go potrzeba?
-Co...Czemu Cię pobili?! - wrzasnęłam próbując powstrzymać łzy napływające mi do oczu.
-...ja miałem czekać na Ciebie, nie odwrotnie.- wychrypiał i bardzo delikatnie się uśmiechnął, by po chwili zwinąć się z bólu.
Wstałam i wziełam kilka ręczników papierowych, które zamoczyłam w zimnej wodzie i z powrotemm ukllęknęłam.
Przyłożyłam ręczniki do jego rozciętego łuku brwiowego i nosa, z którego również sączyła się krew. Milczał.
-Dlaczego Cię pobili?- powtórzyłam pytanie pomagając mu usiąść.
-To...przez zakład.
-Jaki zakład?
-Przegrałem zakład. Miałem przespać się z moją... teraz już byłą dziewczyną, zerwałem z nią, a ona dowiedziała się, że jestem prawiczkiem. Moi kumplem stwierdzili, że ją zraniłem i jako świty jej starszej siostry Sashy, pobiegli mnie pobić.- wyjaśnił dość chaotycznie.
Nie, coś jest nie w porządku.
Szłam korytarzem na parterze, a gdy mijałam męską toaletę usłyszałam śmiech i krzyki. Jeden wyróżniający się krzyk. Krzyk bólu.
Bez namysłu weszłam do środka. Neil leżał pod ścianą i miał zakrwawioną twarz, a jego KUMPLE śmiali się i go kopali gdzie popadnie.
Spanikowałam, lecz kiedy mnie zobaczyli to niemal biegiem opuścili łazienkę. Uklęknęłam przed Neilem i położyłam rękę na jego policzku. Gdzie jest personel szkoły, kiedy go potrzeba?
-Co...Czemu Cię pobili?! - wrzasnęłam próbując powstrzymać łzy napływające mi do oczu.
-...ja miałem czekać na Ciebie, nie odwrotnie.- wychrypiał i bardzo delikatnie się uśmiechnął, by po chwili zwinąć się z bólu.
Wstałam i wziełam kilka ręczników papierowych, które zamoczyłam w zimnej wodzie i z powrotemm ukllęknęłam.
Przyłożyłam ręczniki do jego rozciętego łuku brwiowego i nosa, z którego również sączyła się krew. Milczał.
-Dlaczego Cię pobili?- powtórzyłam pytanie pomagając mu usiąść.
-To...przez zakład.
-Jaki zakład?
-Przegrałem zakład. Miałem przespać się z moją... teraz już byłą dziewczyną, zerwałem z nią, a ona dowiedziała się, że jestem prawiczkiem. Moi kumplem stwierdzili, że ją zraniłem i jako świty jej starszej siostry Sashy, pobiegli mnie pobić.- wyjaśnił dość chaotycznie.
Wytrzeszczyłam oczy.
-Więc...
-Tak. Pobili mnie dlatego, że zerwałem z Mary, bo nie chciałem uprawiać z nią seksu.- dokończył i parsknął.
Złapał się za brzuch i odwracając głowę w drugą stronę, zwymiotował krwi. Spanikowałam jeszcze bardziej.
-Dzwonię po karetkę!- krzyknęłam i wyciągnęłam telefon.
-Nie! Wszystko ok...
Chciałam powiedzieć, że "ok" to wcale nie jest, ale nie chciałam się kłócić.
-W domu zrobię coś z Twoim łukiem brwiowym.- oznajmiłam po chwili patrzenia sobie nawzajem w oczy- Dasz radę wstać?
Złapałam go jak najdelikatniej za jego ramię i jakoś udało mu się stać.
-Może...jednak zadzwonię po karetkę?
-Nie! Wezwą policję, ojca...mam już wystarczająco dużo problemów. Chciałbym się iść pouczyć.
-Zostawimy tak łazienkę?
-Chyba nie mamy innego wyjścia.
Do przystanku autobusowego ledwo co doszedł. Lekko kulał na lewą nogę.
Kiedy dojechaliśmy, Neil przed drzwiami zadał pytanie.
-Czy Twój pokój jest na pietrze?
-Tak...Ale czemu pytasz?- otworzyłam przed nim drzwi i weszliśmy do środka.
-Czuję, że to będzie trudna podróż.- stwierdził i w przedpokoju zdjęliśmy buty.
Po kilkunastu minutach byliśmy już na piętrze. Skręciliśmy w lewo i weszliśmy do mojego pokoju. Na przeciwko nas znajdowały się drzwi do mojej łazienki. Po lewej stronie od drzwi stoi duża szafa z drzwiami przesuwnymi. Gdy wchodziło się głębiej, po prawej stronie stało ogromne łóżko z ozdobnym stelażem. Z jednej strony łóżka stała szafka nocna, na której stała klasyczna lampka. Biurko w kształcie litery "L" stykało się z szafą. W pokoju naturalne światło dawały tylko dwa okna. Jedno przy łóżku, a drugie przy biurku.
Meble wykonano z jasnego drewna, na podłodze leżał miękki dywan typu 'shaggy' w kolorze jasnego fioletu, ściany natomiast były ciemnofioletowe.
-Ten pokój wydaje się być smutny.- stwierdził.
-A czy ja wyglądam szczęśliwą?
-Ja...
-Spoko. Rozgość się, a ja pójdę po drugie krzesło do kuchni. Chcesz coś do picia lub jedzenia?
-Może coś do picia.
Rzuciłam swoją torbę przed szafę i zbiegłam na dół. Po pierwsze wzięłam apteczkę, żeby zakleić Neilowi łuk brwiowy, który nadal delikatnie krwawił. Z lodówki w kuchni wzięłam dwie puszki pepsi i targając za sobą krzesło jakoś wróciłam na górę.
Blondyn siedział przy biurku a na kolanach miał Teodora Joey'a- mojego kota.
Dostawiłam drugie krzesło a na biurko postawiłam puszki i apteczkę.
-Widzę, że już poznałeś mojego kotka.- zagadnęłam wyciągając z apteczki wodę utlenioną i plastry.
-No tak.- odpowiedział głaszcząc kotka po czarnym pyszczku.- Jak się wabi?
-Teodor Joey.- powiedziałam i przyłożyłam mu wacik nasączony wodą.
-Serio?
-Eee...tak.
Nie, nie uważam tego imienia za śmieszne.
-Oryginalnie. Mój wabi się Dinozaur.
Zdziwiłam się a Neil widząc, moją minę wytłumaczył, że jego siostry go tak nazwały. Wziął do ręki puszkę pepsi i ją otworzył. Nakleiłam plasterek.
-Okay, teraz powinno być już dobrze. - rzuciłam.
-To co? Kujemy?- zapytał i wyciągnął z plecaka 'zestaw do francuskiego'.
-Tak, ale powiedz mi od czego chcesz zacząć?
-Najlepiej od początku...- odparł lekko zawstydzony.
*
-Dobra, to jeszcze raz zacznijmy od przedstawienia się. Comment tu t'appelles?
-Ee...Moi c'est neil...Et toi?
-Je m'appelle Lorrie.
-Merci..?
-Za co dziękujesz?
-Nie wiem...- odpowiedział smutnie.
-Tu as quel age?
-Nie pamiętam.
-Tu 'ai dix-sept ans. Nous 'ai dix-sept ans, oui?
-Lorrie, ja nie rozumiem. Zacznij mówić po naszemu.
-To jest proste!- oburzyłam się.- Wymień alfabet i mnie nie denerwuj.
-Jesteś surową nauczycielką.- rzucił.- A, b, c, d, e, f, g....
-Teraz "h". -przypomniałam.
-Wiem! Może... na jutro nauczę się liczebników i alfabetu?
-Niech będzie.- odburknęłam.- Chciałbyś coś jeszcze dzisiaj powtórzyć?
-Przedstawienie się.
*
-Dzięki, może wreszcie się nauczę tego języka i nie będę pisał egzaminu poprawkowego znowu...- odparł zakładając swoje nike air force.
-Postaram się, Neil.
-Jutro też będziemy się uczyć?
-Możemy.
-Dobra, może napiszę potem, cześć.
-Okay, pa. Uważaj na siebie. -rzuciłam gdy wychodził.
-Będę.
I wyszedł.
~~~~~~~~
Okay. Mamy rozdział 2. Ogólnie przyjęłam system planu jak w Ameryce, czyli, że każdy ma swój osobny plan zajęć i każdy zaczyna i kończy o tej samej godzinie, w tym przypadku są to godziny 8:00-14:45.
Chciałam również odwołać się do komentarzy spod pierwszego rozdziału :
może i byl zbyt chaotyczny ale chciałam powiedzieć ze wlasnie taki miał byc poniewaz jezeli nikt nie zauwazyl - sama glowna bohaterka jest taka. Jest jeszcze jedna sprawa - niektore watki specjalnie nie zostały od razu wyjasnione otóż nie chciałąm wszystkiego wepchnać w jeden rozdzial bo wtedy nie mialoby sensu pisanie wgl tego opowiadania wg mnie.
Będę wdzięczna za każdą opinię w komentarzu :)
Chcesz być informowany? Napisz w komentarzu!
Jeśli można prosiłabym o podpisanie się userem z Twittera xo
Miłego!
-Więc...
-Tak. Pobili mnie dlatego, że zerwałem z Mary, bo nie chciałem uprawiać z nią seksu.- dokończył i parsknął.
Złapał się za brzuch i odwracając głowę w drugą stronę, zwymiotował krwi. Spanikowałam jeszcze bardziej.
-Dzwonię po karetkę!- krzyknęłam i wyciągnęłam telefon.
-Nie! Wszystko ok...
Chciałam powiedzieć, że "ok" to wcale nie jest, ale nie chciałam się kłócić.
-W domu zrobię coś z Twoim łukiem brwiowym.- oznajmiłam po chwili patrzenia sobie nawzajem w oczy- Dasz radę wstać?
Złapałam go jak najdelikatniej za jego ramię i jakoś udało mu się stać.
-Może...jednak zadzwonię po karetkę?
-Nie! Wezwą policję, ojca...mam już wystarczająco dużo problemów. Chciałbym się iść pouczyć.
-Zostawimy tak łazienkę?
-Chyba nie mamy innego wyjścia.
Do przystanku autobusowego ledwo co doszedł. Lekko kulał na lewą nogę.
Kiedy dojechaliśmy, Neil przed drzwiami zadał pytanie.
-Czy Twój pokój jest na pietrze?
-Tak...Ale czemu pytasz?- otworzyłam przed nim drzwi i weszliśmy do środka.
-Czuję, że to będzie trudna podróż.- stwierdził i w przedpokoju zdjęliśmy buty.
Po kilkunastu minutach byliśmy już na piętrze. Skręciliśmy w lewo i weszliśmy do mojego pokoju. Na przeciwko nas znajdowały się drzwi do mojej łazienki. Po lewej stronie od drzwi stoi duża szafa z drzwiami przesuwnymi. Gdy wchodziło się głębiej, po prawej stronie stało ogromne łóżko z ozdobnym stelażem. Z jednej strony łóżka stała szafka nocna, na której stała klasyczna lampka. Biurko w kształcie litery "L" stykało się z szafą. W pokoju naturalne światło dawały tylko dwa okna. Jedno przy łóżku, a drugie przy biurku.
Meble wykonano z jasnego drewna, na podłodze leżał miękki dywan typu 'shaggy' w kolorze jasnego fioletu, ściany natomiast były ciemnofioletowe.
-Ten pokój wydaje się być smutny.- stwierdził.
-A czy ja wyglądam szczęśliwą?
-Ja...
-Spoko. Rozgość się, a ja pójdę po drugie krzesło do kuchni. Chcesz coś do picia lub jedzenia?
-Może coś do picia.
Rzuciłam swoją torbę przed szafę i zbiegłam na dół. Po pierwsze wzięłam apteczkę, żeby zakleić Neilowi łuk brwiowy, który nadal delikatnie krwawił. Z lodówki w kuchni wzięłam dwie puszki pepsi i targając za sobą krzesło jakoś wróciłam na górę.
Blondyn siedział przy biurku a na kolanach miał Teodora Joey'a- mojego kota.
Dostawiłam drugie krzesło a na biurko postawiłam puszki i apteczkę.
-Widzę, że już poznałeś mojego kotka.- zagadnęłam wyciągając z apteczki wodę utlenioną i plastry.
-No tak.- odpowiedział głaszcząc kotka po czarnym pyszczku.- Jak się wabi?
-Teodor Joey.- powiedziałam i przyłożyłam mu wacik nasączony wodą.
-Serio?
-Eee...tak.
Nie, nie uważam tego imienia za śmieszne.
-Oryginalnie. Mój wabi się Dinozaur.
Zdziwiłam się a Neil widząc, moją minę wytłumaczył, że jego siostry go tak nazwały. Wziął do ręki puszkę pepsi i ją otworzył. Nakleiłam plasterek.
-Okay, teraz powinno być już dobrze. - rzuciłam.
-To co? Kujemy?- zapytał i wyciągnął z plecaka 'zestaw do francuskiego'.
-Tak, ale powiedz mi od czego chcesz zacząć?
-Najlepiej od początku...- odparł lekko zawstydzony.
*
-Dobra, to jeszcze raz zacznijmy od przedstawienia się. Comment tu t'appelles?
-Ee...Moi c'est neil...Et toi?
-Je m'appelle Lorrie.
-Merci..?
-Za co dziękujesz?
-Nie wiem...- odpowiedział smutnie.
-Tu as quel age?
-Nie pamiętam.
-Tu 'ai dix-sept ans. Nous 'ai dix-sept ans, oui?
-Lorrie, ja nie rozumiem. Zacznij mówić po naszemu.
-To jest proste!- oburzyłam się.- Wymień alfabet i mnie nie denerwuj.
-Jesteś surową nauczycielką.- rzucił.- A, b, c, d, e, f, g....
-Teraz "h". -przypomniałam.
-Wiem! Może... na jutro nauczę się liczebników i alfabetu?
-Niech będzie.- odburknęłam.- Chciałbyś coś jeszcze dzisiaj powtórzyć?
-Przedstawienie się.
*
-Dzięki, może wreszcie się nauczę tego języka i nie będę pisał egzaminu poprawkowego znowu...- odparł zakładając swoje nike air force.
-Postaram się, Neil.
-Jutro też będziemy się uczyć?
-Możemy.
-Dobra, może napiszę potem, cześć.
-Okay, pa. Uważaj na siebie. -rzuciłam gdy wychodził.
-Będę.
I wyszedł.
~~~~~~~~
Okay. Mamy rozdział 2. Ogólnie przyjęłam system planu jak w Ameryce, czyli, że każdy ma swój osobny plan zajęć i każdy zaczyna i kończy o tej samej godzinie, w tym przypadku są to godziny 8:00-14:45.
Chciałam również odwołać się do komentarzy spod pierwszego rozdziału :
może i byl zbyt chaotyczny ale chciałam powiedzieć ze wlasnie taki miał byc poniewaz jezeli nikt nie zauwazyl - sama glowna bohaterka jest taka. Jest jeszcze jedna sprawa - niektore watki specjalnie nie zostały od razu wyjasnione otóż nie chciałąm wszystkiego wepchnać w jeden rozdzial bo wtedy nie mialoby sensu pisanie wgl tego opowiadania wg mnie.
Będę wdzięczna za każdą opinię w komentarzu :)
Chcesz być informowany? Napisz w komentarzu!
Jeśli można prosiłabym o podpisanie się userem z Twittera xo
Miłego!