czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 1



 Jeżeli czytasz, skomentuj, to dla mnie motywacja, dzięki której będę mieć siłę na dalsze pisanie.


Podniosłam głowę i zobaczyłam słońce. Tak dawno tu nie świeciło, cały czas padał deszcz, a mgła otaczała wszystko i wszystkich. Delikatnie się uśmiechnęłam. To musi zwiastować dobry dzień, pomyślałam i zrzuciłam z siebie kołdrę. Szybko znalazłam ubrania odpowiednie do pogody, choć nie można było zaszaleć. Marzec nie jest zbyt ciepłym miesiącem.
W łazience starałam doprowadzić się do stanu oglądalności, choć moje piegi wciąż nie chciały zniknąć pod cienką warstwą makijażu. Następnie postanowiłam zjeść śniadanie czyli czekoladowe płatki z ciepłym mlekiem - to co zwykle. Umyłam szybko zęby i chwyciłam torbę z książkami. Wyszłam na przystanek autobusowy.
Nigdy nie przepadałam za komunikacją miejską, ale lepsza podróż autobusem niż jazda z ojcem-hippisem (trochę zbyt nerwowym jak na hippisa) lub matką kochający heavy metal (choć wyjątkowo spokojną). Często ich podziwiam, przecież różnią się od siebie niemiłosiernie, a widzę jak bardzo się kochają, lub udają, że się kochają.
Przystanek autobusowy znajduje się na przeciwko naszego domu i jednocześnie przed domem rodziców taty. Czy już wspomniałam, że dziadkowie mnie nienawidzą? Nie wiem dlaczego, ale mają coś do mnie chyba od urodzenia. Może chodzi o to, że nie jestem wzorem do naśladowania? Fakt, jestem samolubną egoistką, nie mam prawie w ogóle z kim porozmawiać i większość ludzkiej populacji mnie ignoruje, ale moje podejście do życia wynika ze sposobu w jaki ludzie potrafią mnie traktować.
Wątpię, by obrzucanie kogoś stołówkowym mięsem (zawartość mięsa jest poufna, nie wiadomo czy to mięso w ogóle ma w sobie mięso...), było w jakiś sposób zabawne. To tak, jakbym była jedyną wegetarianką w szkole lub i na Ziemi.
Wsiadłam do autobusu i zajęłam wolne miejsce obok starszej pani. Właściwie siadam przy niej co dzień. Wydaje się, że jeździ całymi dniami, tylko po to, żeby otaczali ją ludzie. Czasami zastanawiałam się nad tym, czy też skończę jak ta kobieta.
Jazda zawsze zajmuje mniej więcej 20 minut, jeśli nie ma korków, wypadków lub staruszek na przejściach. Tym razem trwało to dokładnie 23 minuty i 48 sekund.
Lubię swoją szkołę, mimo wszystko. Szczerze mówiąc, spośród kilku setek uczniów, najbliższy mi jest Mars.
Nie, to nie jego imię. To pseudonim, alter ego, "aka". Nie chodzi o to, że wygląda jakby był z Marsa. Właściwie on sam nie wie dlaczego go tak okrzyknięto.
Chip - bo tak brzmi jego imię - jest wysokim, ciemnym brunetem o dziwnie brązowych oczach. Nigdy nie widziałam go z jakąś dziewczyną, ale nie wygląda na geja.
Dobra, miał kilka dziewczyn, ale były tragiczne, więc postanowiliśmy razem, że po prostu nie będziemy o nich wspominać.
Poznałam go gdy w wieku 5 lat rodzice zaprowadzili mnie do teatrzyku dla dzieci, który aktualnie jest sklepem zoologicznym lub wypożyczalnią filmów. W każdym razie teatrzyk "Pablonina" został zlikwidowany.
Wysiadłam z autobusu i weszłam do szkoły. Wzięłam ze swojej szafki podręcznik i ruszyłam na lekcje francuskiego z panią Croissant. to durne, że uczy francuskiego a jej nazwisko oznacza tyle co francuski rogalik.
Zajęłam miejsce z tyłu. Znalazłam się w klasie jako pierwsza. Przekartkowałam zeszyt. Nie cierpię francuskiego, choć mam z niego tylko i wyłącznie bardzo dobre stopnie. Zadzwonił dzwonek i do klasy przybyła reszta uczniów. Ale Neil się nie pojawił.
Podobno w sobotę była impreza u Sashy Connor - czyli najładniejszej i najpopularniejszej dziewczynie w naszej szkole. Oczywiście, ja nie zostałam zaproszona. Może Neil był zbyt skacowany, by przyjść do szkoły. Zgony alkoholowe na imprezach u szkolnych gwiazdeczek są bardzo popularne. osobiście nie widzę w tym nic śmiesznego. Kto chciałaby być tak pijany by rzygać na wszystko wokół? Nic zabawnego.
Wszedł razem z panią Croissant. Jak zwykle w luźnych zwężanych spodniach, do tego miał na sobie koszulę w kratę zapiętą pod sama szyję, a na nogach miał czarne nike air force. Jego blond włosy tak jak zawsze były postawione do góry. Ale dzisiaj był jakiś dziwny.
Jego błękitne oczy wyglądały na smutne, a wory pod oczami symbolizowały zarwaną nockę, lub dwie. Zawsze wchodził do klasy uśmiechnięty, posyłając swój optymizm wszystkim uczniom. Po sali przeszła seria szeptów, między innymi takie jak: "Chyba rzeczywiście zaliczył zgona!".
Nauczycielka powitała wszystkich oschłym bonjour, po czym kazała wyjąć kartki, bo będzie kartkówka. Kilka osób jęknęło cicho z tego powodu.
Z powodu braku miejsca, Neil musiał usiąść po mojej prawej stronie. Usiadł i wyjął potrzebne rzeczy na ławkę.
-Proszę odmienić avoir przez czas participe passe.- oznajmiła krótko i jak zwykle zaczęła przyglądać się widokowi zza okna.
Blondyn cicho jęknął. Z tego co słyszałam, z francuskiego orłem nie jest. Ta odmiana jest banalna, ale...
Skończyłam w dwie minuty.
Poczułam szturchnięcie w swój bok. Spojrzałam w prawo.
-Pomożesz?- Neil zapytał niemal bezgłośnie. przygryzłam wargę i przesunęłam swoją skończoną kartkówkę w jego stronę. Przepisał w błyskawicznym tempie. Do końca lekcji nie milczał.
Po dzwonku odniosła torbę i wyszłam z klasy, gdzie miałam czekać na Marsa. Po chwili ujrzałam jego smukłą sylwetkę. Podszedł do mnie i mocno przytulił.
-Lorrie Nicole. - przywitał mnie. - Miło, że odezwałaś się w weekend.
-Przepraszam...Ja...
-Lorrie?- to NEIL podszedł do nas i mi przerwał.
-Tak?
-Możemy porozmawiać?
Wymieniłam spojrzenia z Marsem i poszedł na swoją matmę "dla zaawansowanych" z głupkowatym uśmiechem pod nosem. On prawie cały czas się uśmiecha. Naprawdę, to czasem denerwuje.
-O co chodzi?- zapytałam odchrząkując.
-Pani Croissant powiedziała mi, że jesteś bardzo dobra z francuskiego.
-Chyba ma rację.
-Jestem...Mam same niedostateczne z tego języka.- wypalił i włożył jedną rękę do kieszeni.
-Przykro mi.- odparłam i zaczęłam odwracać wzrok.
Czego on ode mnie chce? Zdziwiło mnie to, że on - członek szkolnej elity - wie jak mam na imię.
-Mam też ostatnio...problemy rodzinne, nic kompletnie mi nie idzie- powiedział chyba bardziej do siebie niż do mnie.
-Po co mi o tym mówisz?
-Miałabyś czas i chęci, żeby mnie douczyć? Mogę ci za to płacić.- zapewnił.
-Chwila, co? Wynajmij sobie kogoś kto ma do tego kompetencje.
Zacisnął swoje idealne usta w linię.
-Nie mogę...Jak mój tata się dowie... To jak?
Patrzył mi prosto w oczy. Uświadomiłam sobie, że bardzo dużo osób nas obserwuje. Neil pewnie strasznie się wstydzi, że rozmawia z takim zerem jak ja. Nie jestem jedyna osoba w szkole, która uczy się tego języka. Właściwie, przyda się coś nowego. Mam dość dennej rutyny, a po za tym jeśli jeden z najprzystojniejszych chłopaków w szkole prosi Cię o korepetycje, to nie wypada odmawiać.
-Okay, kiedy?
-Zgadzasz się?- zapytal entuzjastycznie.
-Chyba tak...
-Napiszę na facebook'u! - krzyknął i wtopił się w tłum nędznych śmiertelników.
Na następnej przerwie opowiedziałam o wszystkim Chipowi.
-Tylko się nie zakochaj.- przestrzegł mnie. Tak naprawdę jest trzydziestolatkiem uwięzionym w ciele siedemnastoletniego chłopca.
-Zachowujesz się staro. Jak mój tata.
-Dlaczego mnie nigdy nie dałaś korepetycji?
-Bo jesteś geniuszem?- zapytałam retorycznie.
-No tak, a do szczęścia brakuje mi tylko kawałka liny, żeby się powiesić.

Podczas lunchu Mars gdzieś zniknął. Nie chciało mi się go szukać, gdyż głód strasznie mi dokuczał. Przechodzilam obok stolika gdzie siedzi między innymi Sasha Connor i grupa jej przyjaciółeczek i stała się rzecz niespodziewana. Mianowicie, mój - jakże kochany, posłuszny i inteligenty - mózg stwierdził, że czas się potknąć i wylądować twarzą w ryżu z owocami.
Takie coś mogło przydarzyć się tylko mi.
Zaraz po tym incydencie, wybiegłam ze szkoły, nie zważając na to, że mam jeszcze lekcje. Czy mój brak kordynacji nie mógłby po prostu zniknąć?
Nie. Oczywiście, że nie.
Zatrzymałam się dopiero w Hyde Parku. Wiedziałam, że Mars w końcu do mnie zadzwoni.
-Czy ja naprawdę nie mogę Cię zostawić na kilka minut samą? Od razu stajesz się najpopularniejszym tematem plotek. - jęknął.
-Najwidoczniej nie mogę zostawać sama.
-Zaraz poprawię Ci humor, mam genialnego newsa! - wręcz pisnął do słuchawki.
-Dajesz.
-Jeśli dobr4ze pamietasz, moi rodzice w maju, dokładnie 23 mają rocznicę ślubu.
-I co?
-Poznali się na Hawajach. - zrobił pauzę.- Chcą wylecieć na tydzień na Oahu lub Kawai!
-Świetnie - westchnęłam.
rodzina Chipa jest mi bliższa niż moja własna. Są wspaniałą rodziną.
-Wiem! To nie wszystko. Jedziesz z nami!
-Słucham?- wykrztusiłam.
-Będziemy razem na Hawajach, Lorrie!
-Moje życie bez Ciebie byłoby wielkim gównem.
-Wiem, dlatego mnie kochasz.

Nie poszłam już do szkoły, tylko pokręciłam się jeszcze po parku. Hawaje? Ciekawe co na to moi rodzice? Zgodzą się czy nie? A może już o tym wiedzą?
Oni pracują do 21, więc mam pusty dom. Nie miałam ochoty na jedzenie. Wciąż miałam przed oczami swój upadek. Wzięłam prysznic, gdy tylko weszłam do swojej łazienki. Zawinęłam sie w ręcznik, a wilgotne włosy spięłam w byle co. W pokoju przebrałam się w jeansy i granatowy sweter.
Na biologi zadano przypomnienie szkieletu człowieka. Znowu zaczynamy dział "Człowiek". Nie wiem po co mi anatomia człowieka. No cóż, podobno nic nie dzieję się bez powodu.
A propos powodu - czemu akurat ja mam uczyć Neila Hampthona? Bo jestem "dobra"? W każdym razie, nasze stosunki będą czysto naukowe.
Chwila. A niby jakie miałyby być?
Włączyłam laptopa i zalogowałam się na facebooka. Neil w końcu powiedział, że do mnie napisze to będę czekać.
Nie mogłam wybić sobie tego człowieka z głowy.
Po swoich lekcjach przyszedł do mnie Mars. Nawijał cały czas o Hawajach, ale nie byłam w stanie podzielić jego uczuć.
-Rany, Lorrie! Musisz być taka jak każda dziewczyna? - zapytał jednocześnie łapiąc mnie za ramiona.
-Niby jaka?
-Neil poprosił Cię o korki, a Ty przeżywasz jakąś ekstazę czy orgazm z tego powodu! Nie słyszałaś, że wygląd chłopaka rekompensuje małe genitalia?
-A masz małe genitalia?
-Eee...Nie.
-Widzisz, właśnie obaliłam Twoją teorię.


Mars siedział u mnie do powrotu rodziców, z którymi jeszcze rozmawiał o Hawajach. Zgodzili się, żebym poleciała. Nie mieli wyboru.
Korzystałam z laptopa do 23, ale dłużej nie potrafiłam. Oczy kleiły mi się ze zmęczenia. Odłożyłam maszynę na podłogę i zawinęłam się w kołdrę wraz ze swoim kotem.


*

Przebudziłam się. Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości na facebook'u. Niczym oparzona zeskoczyłam z łózka i usiadłam na podłodze przed laptopem.





Odpisałam szybko "Cześć no jestem :)"

Genialnie, zabrzmiało to pustacko. Odpisał niemal od razu:










Myślałam, że on jest jedynakiem.













Odpisałam na to : "okay. do jutra?", co chłopak potwierdził i napisał dobranoc.


Zamknęłam komputer i wreszcie położyłam się spać.





~~~~~~~~~~~~

Dzień dobry/wieczór :')
Będzie to kolejny blog, który zaczynam prowadzić.
Jak narazie to tyle. zapraszam do zakładki" bohaterowie "
będę wdzięczna za każdą opinię w komentarzu :)
Jesli ktos chcialby jakies informacje czy cos, niech napisze w komentarzu.

prosze o podpisywanie się userami jesli chce byc informowany na tt

milego xx