Hej kochani :) jeżeli właśnie to czytasz. to musisz wiedzieć ,że zmieniłam user na twitterze :)
w razie chęci kontaktu pisz do @fluffyluoeh
dziękuję za uwagę
wtorek, 30 grudnia 2014
sobota, 6 września 2014
Rozdział 2
Jeżeli czytasz, skomentuj, to dla mnie motywacja, dzięki której będę mieć siłę na dalsze pisanie.
Do sali od francuskiego weszłam równo z dzwonkiem, choć sądziłam, że nie zdążę. Na przygotowanie się do wyjścia miałam zaledwie 15 minut. Na prawdę byłam w szoku, że zdążyłam.
Miejsce obok Neila z tyłu klasy, czekało na mnie i aż się prosiło by je zająć. Szybko tam usiadłam i gdy tylko to zrobiłam Madame Croissant wparowała do klasy. Telefon w mojej kieszeni zawibrował w momencie kiedy kobieta po czterdziestce rzuciła swoje łaskawe 'bonjour' . Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i odczytałam sms'a- oczywiście od Marsa:
Do sali od francuskiego weszłam równo z dzwonkiem, choć sądziłam, że nie zdążę. Na przygotowanie się do wyjścia miałam zaledwie 15 minut. Na prawdę byłam w szoku, że zdążyłam.
Miejsce obok Neila z tyłu klasy, czekało na mnie i aż się prosiło by je zająć. Szybko tam usiadłam i gdy tylko to zrobiłam Madame Croissant wparowała do klasy. Telefon w mojej kieszeni zawibrował w momencie kiedy kobieta po czterdziestce rzuciła swoje łaskawe 'bonjour' . Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i odczytałam sms'a- oczywiście od Marsa:
"SPÓŹNIĘ SIĘ NA HISTORIĘ. NIE MOGĘ ZNALEŹĆ MOJEGO PERFEKCYJNEGO T-SHIRTU Z BEYONCE. GDZIE JA MAM SWÓJ T-SHIRT Z MOJĄ PIĘKNĄ BEYONCE?!"
Uśmiechnęłam się pod nosem i odpisałam, że jego t-shirt jest u mnie w łazience. Kiedy podniosłam wzrok na swój otwarty już zeszyt, zobaczyłam na nim kartkę od mojego sąsiada : "Przypominam, że to Ty miałaś zająć mi miejsce, nie na odwrót :)". Szepnęłam do niego słówko przepraszam i zaczęłam słuchać nauczycielki.
-...i sprawdziłam wczorajsze kartkówki. Panie Hampthon i panie Wither zaskoczyli mnie, ponieważ bezbłędnie napisali. Nie jako jedyni ale wiemy, że francuski to dla nich ciężki język.- rzuciła wbijając swój wzrok w Neila i pękatego, brązowowłosego Withera.
Po krótkiej ciszy, zajęła się prowadzeniem kolejnego tematu.
Po dzwonku zaczęłam się pakować.
-Poczekam na Ciebie po lekcjach przed szkołą, okay?- zapytał Neil. Jego oczy były jakieś...przerażająco przygnębione. Zauważyłam jak ludzie szepczą na jego temat, a on zdawał się to ignorować.-Ah, no i dziękuję za pomoc w kartkówce.- powiedział ciszej.
-Nie ma sprawy. Poczekaj na mnie przed wejściem.
Gdy wyszedł z sali, reszta uczniów wybuchnęła śmiechem.
Coś oprócz tego całego 'zgona', musiało się jeszcze wydarzyć na tej imprezie. Raczej nikt nigdy nie wyśmiewał się z Neila Hampthona.
Opuściłam salę uprzednio podchodząc do pani Croissant, by zapytać się o swoją ocenę, która i tak mnie nie zaskoczyła. Bezbłędnie.
Wyszłam z sali, a Mars już tam czekał na mnie z szerokim uśmiechem.
-Witaj Lorrie!- wykrzyknął niemal na cały korytarz.
-Coś Ty taki entuzjastyczny?
-Jeszcze się pytasz? za 73 dni HAWAJE!
Przerzuciłam oczami, choć tak naprawdę gdzieś w głębi duszy cieszyłam się wraz z nim. Jego rodzina nie zawsze była taka cudowna, jak teraz...
-Idziemy na biologię?-zapytałam.
-Jasne, przecież to jedyna lekcja, na którą chodzimy razem.- skwitował.- Jutro wpadnę po Beyonce.
Wracając:
Rodzina Chipa nie zawsze była taka cudowna jak teraz. Głównie przez jego ojca - Terry'ego.
Bił, znęcał się psychicznie...zamykał w piwnicy swoją własną żonę. Nie korzystał z żadnych używek. Lekarze, którzy go badali krótko przed sprawą rozwodową stwierdzili, że choruje on na jakąś chorobę psychiczną. Sprawa rozwodowa nie była ostatnią rozprawą. Siedmioletni Chip- już wtedy dość poważny - powiedział do swojej mamy: "tata jest zły, mamo, musi trafić do więzienia". Kobieta wzięła sobie te słowa do serca. Z tego co wiem Terry nadal siedzi. Bardzo dobrze. Mężem pani Grend (niegdyś Lopes) jest teraz adwokat, którego wtedy wynajęła. Pamiętam jak Mars często u niego (wraz ze mną) nocował, no jego martwiła się, że syn znowu zostanie pobity. Chip właściwie do Terry'ego nigdy nie mówił per: "tato". Pierwszy raz powiedział to słowo do pana Grenda, od którego mama przyjęła nazwisko po ślubie. Na zmianę nazwiska syna, potrzebowała zgody Terry'ego, który powiedział, że i tak nigdy nie kochał Chipa i dał zgodę.
Jego aktualni rodzice poznali się nan Hawajach. Pamiętam to do dziś.
Chip mieszkał u mnie wtedy przez co najmniej przez tydzień, bo jego mama musiała wyjechać w delegacje. Pan Grend również miał wtedy delegacje. Jego przyszłą żona już wtedy zastanawiała się nad rozwodem, wynajęciem adwokata i zakończeniem tego cierpienia.W tym roku będzie ich 10 rocznica. Dalej raczej wszystko jasne.
Choć nie dla mnie. Nie rozumiałam dlaczego mimo tych wszystkich wydarzeń mój przyjaciel widział wszystko optymistycznie...
Okazało się, że dokładny opis szkieletu człowieka nie tylko był zadany po to, żeby przypomnieć sobie dział "Człowiek", ale również i po to aby napisać kartkówkę.
Chip oczywiście zapomniał się przygotować, tak jak 2/3 klasy. Ale to nic, on ma w głowie tyle wiedzy, że sam Einstein by się nie powstydził.
Podczas długiej przerwy nie poszłam na stołówkę. Wystarczyło mi to, że patrzyli się na mnie na korytarzach jak na debilkę. Poprosiłam przyjaciela by wyniósł mi jakąś kanapkę, żebym nie umarła z głodu.
Po skończonych lekcjach wyszłam przed szkołę, ale Neila nie było jeszcze widać. Pożegnałam się z Chipem i stwierdziłam, że to ja poczekam na niego.
Ale on wciąż się nie pojawiał.
Minęło piętnaście minut. Pewnie zrobił sobie ze mnie jaja i po prostu mnie olał. chociaż... Nie zauważyłam, żeby jego kumple wychodzili ze szkoły. Może rozmawiają z jakimś nauczycielem?
Nie, coś jest nie w porządku.
Szłam korytarzem na parterze, a gdy mijałam męską toaletę usłyszałam śmiech i krzyki. Jeden wyróżniający się krzyk. Krzyk bólu.
Bez namysłu weszłam do środka. Neil leżał pod ścianą i miał zakrwawioną twarz, a jego KUMPLE śmiali się i go kopali gdzie popadnie.
Spanikowałam, lecz kiedy mnie zobaczyli to niemal biegiem opuścili łazienkę. Uklęknęłam przed Neilem i położyłam rękę na jego policzku. Gdzie jest personel szkoły, kiedy go potrzeba?
-Co...Czemu Cię pobili?! - wrzasnęłam próbując powstrzymać łzy napływające mi do oczu.
-...ja miałem czekać na Ciebie, nie odwrotnie.- wychrypiał i bardzo delikatnie się uśmiechnął, by po chwili zwinąć się z bólu.
Wstałam i wziełam kilka ręczników papierowych, które zamoczyłam w zimnej wodzie i z powrotemm ukllęknęłam.
Przyłożyłam ręczniki do jego rozciętego łuku brwiowego i nosa, z którego również sączyła się krew. Milczał.
-Dlaczego Cię pobili?- powtórzyłam pytanie pomagając mu usiąść.
-To...przez zakład.
-Jaki zakład?
-Przegrałem zakład. Miałem przespać się z moją... teraz już byłą dziewczyną, zerwałem z nią, a ona dowiedziała się, że jestem prawiczkiem. Moi kumplem stwierdzili, że ją zraniłem i jako świty jej starszej siostry Sashy, pobiegli mnie pobić.- wyjaśnił dość chaotycznie.
Nie, coś jest nie w porządku.
Szłam korytarzem na parterze, a gdy mijałam męską toaletę usłyszałam śmiech i krzyki. Jeden wyróżniający się krzyk. Krzyk bólu.
Bez namysłu weszłam do środka. Neil leżał pod ścianą i miał zakrwawioną twarz, a jego KUMPLE śmiali się i go kopali gdzie popadnie.
Spanikowałam, lecz kiedy mnie zobaczyli to niemal biegiem opuścili łazienkę. Uklęknęłam przed Neilem i położyłam rękę na jego policzku. Gdzie jest personel szkoły, kiedy go potrzeba?
-Co...Czemu Cię pobili?! - wrzasnęłam próbując powstrzymać łzy napływające mi do oczu.
-...ja miałem czekać na Ciebie, nie odwrotnie.- wychrypiał i bardzo delikatnie się uśmiechnął, by po chwili zwinąć się z bólu.
Wstałam i wziełam kilka ręczników papierowych, które zamoczyłam w zimnej wodzie i z powrotemm ukllęknęłam.
Przyłożyłam ręczniki do jego rozciętego łuku brwiowego i nosa, z którego również sączyła się krew. Milczał.
-Dlaczego Cię pobili?- powtórzyłam pytanie pomagając mu usiąść.
-To...przez zakład.
-Jaki zakład?
-Przegrałem zakład. Miałem przespać się z moją... teraz już byłą dziewczyną, zerwałem z nią, a ona dowiedziała się, że jestem prawiczkiem. Moi kumplem stwierdzili, że ją zraniłem i jako świty jej starszej siostry Sashy, pobiegli mnie pobić.- wyjaśnił dość chaotycznie.
Wytrzeszczyłam oczy.
-Więc...
-Tak. Pobili mnie dlatego, że zerwałem z Mary, bo nie chciałem uprawiać z nią seksu.- dokończył i parsknął.
Złapał się za brzuch i odwracając głowę w drugą stronę, zwymiotował krwi. Spanikowałam jeszcze bardziej.
-Dzwonię po karetkę!- krzyknęłam i wyciągnęłam telefon.
-Nie! Wszystko ok...
Chciałam powiedzieć, że "ok" to wcale nie jest, ale nie chciałam się kłócić.
-W domu zrobię coś z Twoim łukiem brwiowym.- oznajmiłam po chwili patrzenia sobie nawzajem w oczy- Dasz radę wstać?
Złapałam go jak najdelikatniej za jego ramię i jakoś udało mu się stać.
-Może...jednak zadzwonię po karetkę?
-Nie! Wezwą policję, ojca...mam już wystarczająco dużo problemów. Chciałbym się iść pouczyć.
-Zostawimy tak łazienkę?
-Chyba nie mamy innego wyjścia.
Do przystanku autobusowego ledwo co doszedł. Lekko kulał na lewą nogę.
Kiedy dojechaliśmy, Neil przed drzwiami zadał pytanie.
-Czy Twój pokój jest na pietrze?
-Tak...Ale czemu pytasz?- otworzyłam przed nim drzwi i weszliśmy do środka.
-Czuję, że to będzie trudna podróż.- stwierdził i w przedpokoju zdjęliśmy buty.
Po kilkunastu minutach byliśmy już na piętrze. Skręciliśmy w lewo i weszliśmy do mojego pokoju. Na przeciwko nas znajdowały się drzwi do mojej łazienki. Po lewej stronie od drzwi stoi duża szafa z drzwiami przesuwnymi. Gdy wchodziło się głębiej, po prawej stronie stało ogromne łóżko z ozdobnym stelażem. Z jednej strony łóżka stała szafka nocna, na której stała klasyczna lampka. Biurko w kształcie litery "L" stykało się z szafą. W pokoju naturalne światło dawały tylko dwa okna. Jedno przy łóżku, a drugie przy biurku.
Meble wykonano z jasnego drewna, na podłodze leżał miękki dywan typu 'shaggy' w kolorze jasnego fioletu, ściany natomiast były ciemnofioletowe.
-Ten pokój wydaje się być smutny.- stwierdził.
-A czy ja wyglądam szczęśliwą?
-Ja...
-Spoko. Rozgość się, a ja pójdę po drugie krzesło do kuchni. Chcesz coś do picia lub jedzenia?
-Może coś do picia.
Rzuciłam swoją torbę przed szafę i zbiegłam na dół. Po pierwsze wzięłam apteczkę, żeby zakleić Neilowi łuk brwiowy, który nadal delikatnie krwawił. Z lodówki w kuchni wzięłam dwie puszki pepsi i targając za sobą krzesło jakoś wróciłam na górę.
Blondyn siedział przy biurku a na kolanach miał Teodora Joey'a- mojego kota.
Dostawiłam drugie krzesło a na biurko postawiłam puszki i apteczkę.
-Widzę, że już poznałeś mojego kotka.- zagadnęłam wyciągając z apteczki wodę utlenioną i plastry.
-No tak.- odpowiedział głaszcząc kotka po czarnym pyszczku.- Jak się wabi?
-Teodor Joey.- powiedziałam i przyłożyłam mu wacik nasączony wodą.
-Serio?
-Eee...tak.
Nie, nie uważam tego imienia za śmieszne.
-Oryginalnie. Mój wabi się Dinozaur.
Zdziwiłam się a Neil widząc, moją minę wytłumaczył, że jego siostry go tak nazwały. Wziął do ręki puszkę pepsi i ją otworzył. Nakleiłam plasterek.
-Okay, teraz powinno być już dobrze. - rzuciłam.
-To co? Kujemy?- zapytał i wyciągnął z plecaka 'zestaw do francuskiego'.
-Tak, ale powiedz mi od czego chcesz zacząć?
-Najlepiej od początku...- odparł lekko zawstydzony.
*
-Dobra, to jeszcze raz zacznijmy od przedstawienia się. Comment tu t'appelles?
-Ee...Moi c'est neil...Et toi?
-Je m'appelle Lorrie.
-Merci..?
-Za co dziękujesz?
-Nie wiem...- odpowiedział smutnie.
-Tu as quel age?
-Nie pamiętam.
-Tu 'ai dix-sept ans. Nous 'ai dix-sept ans, oui?
-Lorrie, ja nie rozumiem. Zacznij mówić po naszemu.
-To jest proste!- oburzyłam się.- Wymień alfabet i mnie nie denerwuj.
-Jesteś surową nauczycielką.- rzucił.- A, b, c, d, e, f, g....
-Teraz "h". -przypomniałam.
-Wiem! Może... na jutro nauczę się liczebników i alfabetu?
-Niech będzie.- odburknęłam.- Chciałbyś coś jeszcze dzisiaj powtórzyć?
-Przedstawienie się.
*
-Dzięki, może wreszcie się nauczę tego języka i nie będę pisał egzaminu poprawkowego znowu...- odparł zakładając swoje nike air force.
-Postaram się, Neil.
-Jutro też będziemy się uczyć?
-Możemy.
-Dobra, może napiszę potem, cześć.
-Okay, pa. Uważaj na siebie. -rzuciłam gdy wychodził.
-Będę.
I wyszedł.
~~~~~~~~
Okay. Mamy rozdział 2. Ogólnie przyjęłam system planu jak w Ameryce, czyli, że każdy ma swój osobny plan zajęć i każdy zaczyna i kończy o tej samej godzinie, w tym przypadku są to godziny 8:00-14:45.
Chciałam również odwołać się do komentarzy spod pierwszego rozdziału :
może i byl zbyt chaotyczny ale chciałam powiedzieć ze wlasnie taki miał byc poniewaz jezeli nikt nie zauwazyl - sama glowna bohaterka jest taka. Jest jeszcze jedna sprawa - niektore watki specjalnie nie zostały od razu wyjasnione otóż nie chciałąm wszystkiego wepchnać w jeden rozdzial bo wtedy nie mialoby sensu pisanie wgl tego opowiadania wg mnie.
Będę wdzięczna za każdą opinię w komentarzu :)
Chcesz być informowany? Napisz w komentarzu!
Jeśli można prosiłabym o podpisanie się userem z Twittera xo
Miłego!
-Więc...
-Tak. Pobili mnie dlatego, że zerwałem z Mary, bo nie chciałem uprawiać z nią seksu.- dokończył i parsknął.
Złapał się za brzuch i odwracając głowę w drugą stronę, zwymiotował krwi. Spanikowałam jeszcze bardziej.
-Dzwonię po karetkę!- krzyknęłam i wyciągnęłam telefon.
-Nie! Wszystko ok...
Chciałam powiedzieć, że "ok" to wcale nie jest, ale nie chciałam się kłócić.
-W domu zrobię coś z Twoim łukiem brwiowym.- oznajmiłam po chwili patrzenia sobie nawzajem w oczy- Dasz radę wstać?
Złapałam go jak najdelikatniej za jego ramię i jakoś udało mu się stać.
-Może...jednak zadzwonię po karetkę?
-Nie! Wezwą policję, ojca...mam już wystarczająco dużo problemów. Chciałbym się iść pouczyć.
-Zostawimy tak łazienkę?
-Chyba nie mamy innego wyjścia.
Do przystanku autobusowego ledwo co doszedł. Lekko kulał na lewą nogę.
Kiedy dojechaliśmy, Neil przed drzwiami zadał pytanie.
-Czy Twój pokój jest na pietrze?
-Tak...Ale czemu pytasz?- otworzyłam przed nim drzwi i weszliśmy do środka.
-Czuję, że to będzie trudna podróż.- stwierdził i w przedpokoju zdjęliśmy buty.
Po kilkunastu minutach byliśmy już na piętrze. Skręciliśmy w lewo i weszliśmy do mojego pokoju. Na przeciwko nas znajdowały się drzwi do mojej łazienki. Po lewej stronie od drzwi stoi duża szafa z drzwiami przesuwnymi. Gdy wchodziło się głębiej, po prawej stronie stało ogromne łóżko z ozdobnym stelażem. Z jednej strony łóżka stała szafka nocna, na której stała klasyczna lampka. Biurko w kształcie litery "L" stykało się z szafą. W pokoju naturalne światło dawały tylko dwa okna. Jedno przy łóżku, a drugie przy biurku.
Meble wykonano z jasnego drewna, na podłodze leżał miękki dywan typu 'shaggy' w kolorze jasnego fioletu, ściany natomiast były ciemnofioletowe.
-Ten pokój wydaje się być smutny.- stwierdził.
-A czy ja wyglądam szczęśliwą?
-Ja...
-Spoko. Rozgość się, a ja pójdę po drugie krzesło do kuchni. Chcesz coś do picia lub jedzenia?
-Może coś do picia.
Rzuciłam swoją torbę przed szafę i zbiegłam na dół. Po pierwsze wzięłam apteczkę, żeby zakleić Neilowi łuk brwiowy, który nadal delikatnie krwawił. Z lodówki w kuchni wzięłam dwie puszki pepsi i targając za sobą krzesło jakoś wróciłam na górę.
Blondyn siedział przy biurku a na kolanach miał Teodora Joey'a- mojego kota.
Dostawiłam drugie krzesło a na biurko postawiłam puszki i apteczkę.
-Widzę, że już poznałeś mojego kotka.- zagadnęłam wyciągając z apteczki wodę utlenioną i plastry.
-No tak.- odpowiedział głaszcząc kotka po czarnym pyszczku.- Jak się wabi?
-Teodor Joey.- powiedziałam i przyłożyłam mu wacik nasączony wodą.
-Serio?
-Eee...tak.
Nie, nie uważam tego imienia za śmieszne.
-Oryginalnie. Mój wabi się Dinozaur.
Zdziwiłam się a Neil widząc, moją minę wytłumaczył, że jego siostry go tak nazwały. Wziął do ręki puszkę pepsi i ją otworzył. Nakleiłam plasterek.
-Okay, teraz powinno być już dobrze. - rzuciłam.
-To co? Kujemy?- zapytał i wyciągnął z plecaka 'zestaw do francuskiego'.
-Tak, ale powiedz mi od czego chcesz zacząć?
-Najlepiej od początku...- odparł lekko zawstydzony.
*
-Dobra, to jeszcze raz zacznijmy od przedstawienia się. Comment tu t'appelles?
-Ee...Moi c'est neil...Et toi?
-Je m'appelle Lorrie.
-Merci..?
-Za co dziękujesz?
-Nie wiem...- odpowiedział smutnie.
-Tu as quel age?
-Nie pamiętam.
-Tu 'ai dix-sept ans. Nous 'ai dix-sept ans, oui?
-Lorrie, ja nie rozumiem. Zacznij mówić po naszemu.
-To jest proste!- oburzyłam się.- Wymień alfabet i mnie nie denerwuj.
-Jesteś surową nauczycielką.- rzucił.- A, b, c, d, e, f, g....
-Teraz "h". -przypomniałam.
-Wiem! Może... na jutro nauczę się liczebników i alfabetu?
-Niech będzie.- odburknęłam.- Chciałbyś coś jeszcze dzisiaj powtórzyć?
-Przedstawienie się.
*
-Dzięki, może wreszcie się nauczę tego języka i nie będę pisał egzaminu poprawkowego znowu...- odparł zakładając swoje nike air force.
-Postaram się, Neil.
-Jutro też będziemy się uczyć?
-Możemy.
-Dobra, może napiszę potem, cześć.
-Okay, pa. Uważaj na siebie. -rzuciłam gdy wychodził.
-Będę.
I wyszedł.
~~~~~~~~
Okay. Mamy rozdział 2. Ogólnie przyjęłam system planu jak w Ameryce, czyli, że każdy ma swój osobny plan zajęć i każdy zaczyna i kończy o tej samej godzinie, w tym przypadku są to godziny 8:00-14:45.
Chciałam również odwołać się do komentarzy spod pierwszego rozdziału :
może i byl zbyt chaotyczny ale chciałam powiedzieć ze wlasnie taki miał byc poniewaz jezeli nikt nie zauwazyl - sama glowna bohaterka jest taka. Jest jeszcze jedna sprawa - niektore watki specjalnie nie zostały od razu wyjasnione otóż nie chciałąm wszystkiego wepchnać w jeden rozdzial bo wtedy nie mialoby sensu pisanie wgl tego opowiadania wg mnie.
Będę wdzięczna za każdą opinię w komentarzu :)
Chcesz być informowany? Napisz w komentarzu!
Jeśli można prosiłabym o podpisanie się userem z Twittera xo
Miłego!
czwartek, 28 sierpnia 2014
Rozdział 1
Jeżeli czytasz, skomentuj, to dla mnie motywacja, dzięki której będę mieć siłę na dalsze pisanie.
Podniosłam głowę i zobaczyłam słońce. Tak dawno tu nie świeciło, cały czas padał deszcz, a mgła otaczała wszystko i wszystkich. Delikatnie się uśmiechnęłam. To musi zwiastować dobry dzień, pomyślałam i zrzuciłam z siebie kołdrę. Szybko znalazłam ubrania odpowiednie do pogody, choć nie można było zaszaleć. Marzec nie jest zbyt ciepłym miesiącem.
W łazience starałam doprowadzić się do stanu oglądalności, choć moje piegi wciąż nie chciały zniknąć pod cienką warstwą makijażu. Następnie postanowiłam zjeść śniadanie czyli czekoladowe płatki z ciepłym mlekiem - to co zwykle. Umyłam szybko zęby i chwyciłam torbę z książkami. Wyszłam na przystanek autobusowy.
Nigdy nie przepadałam za komunikacją miejską, ale lepsza podróż autobusem niż jazda z ojcem-hippisem (trochę zbyt nerwowym jak na hippisa) lub matką kochający heavy metal (choć wyjątkowo spokojną). Często ich podziwiam, przecież różnią się od siebie niemiłosiernie, a widzę jak bardzo się kochają, lub udają, że się kochają.
Przystanek autobusowy znajduje się na przeciwko naszego domu i jednocześnie przed domem rodziców taty. Czy już wspomniałam, że dziadkowie mnie nienawidzą? Nie wiem dlaczego, ale mają coś do mnie chyba od urodzenia. Może chodzi o to, że nie jestem wzorem do naśladowania? Fakt, jestem samolubną egoistką, nie mam prawie w ogóle z kim porozmawiać i większość ludzkiej populacji mnie ignoruje, ale moje podejście do życia wynika ze sposobu w jaki ludzie potrafią mnie traktować.
Wątpię, by obrzucanie kogoś stołówkowym mięsem (zawartość mięsa jest poufna, nie wiadomo czy to mięso w ogóle ma w sobie mięso...), było w jakiś sposób zabawne. To tak, jakbym była jedyną wegetarianką w szkole lub i na Ziemi.
Wsiadłam do autobusu i zajęłam wolne miejsce obok starszej pani. Właściwie siadam przy niej co dzień. Wydaje się, że jeździ całymi dniami, tylko po to, żeby otaczali ją ludzie. Czasami zastanawiałam się nad tym, czy też skończę jak ta kobieta.
Jazda zawsze zajmuje mniej więcej 20 minut, jeśli nie ma korków, wypadków lub staruszek na przejściach. Tym razem trwało to dokładnie 23 minuty i 48 sekund.
Lubię swoją szkołę, mimo wszystko. Szczerze mówiąc, spośród kilku setek uczniów, najbliższy mi jest Mars.
Nie, to nie jego imię. To pseudonim, alter ego, "aka". Nie chodzi o to, że wygląda jakby był z Marsa. Właściwie on sam nie wie dlaczego go tak okrzyknięto.
Chip - bo tak brzmi jego imię - jest wysokim, ciemnym brunetem o dziwnie brązowych oczach. Nigdy nie widziałam go z jakąś dziewczyną, ale nie wygląda na geja.
Dobra, miał kilka dziewczyn, ale były tragiczne, więc postanowiliśmy razem, że po prostu nie będziemy o nich wspominać.
Poznałam go gdy w wieku 5 lat rodzice zaprowadzili mnie do teatrzyku dla dzieci, który aktualnie jest sklepem zoologicznym lub wypożyczalnią filmów. W każdym razie teatrzyk "Pablonina" został zlikwidowany.
Wysiadłam z autobusu i weszłam do szkoły. Wzięłam ze swojej szafki podręcznik i ruszyłam na lekcje francuskiego z panią Croissant. to durne, że uczy francuskiego a jej nazwisko oznacza tyle co francuski rogalik.
Zajęłam miejsce z tyłu. Znalazłam się w klasie jako pierwsza. Przekartkowałam zeszyt. Nie cierpię francuskiego, choć mam z niego tylko i wyłącznie bardzo dobre stopnie. Zadzwonił dzwonek i do klasy przybyła reszta uczniów. Ale Neil się nie pojawił.
Podobno w sobotę była impreza u Sashy Connor - czyli najładniejszej i najpopularniejszej dziewczynie w naszej szkole. Oczywiście, ja nie zostałam zaproszona. Może Neil był zbyt skacowany, by przyjść do szkoły. Zgony alkoholowe na imprezach u szkolnych gwiazdeczek są bardzo popularne. osobiście nie widzę w tym nic śmiesznego. Kto chciałaby być tak pijany by rzygać na wszystko wokół? Nic zabawnego.
Wszedł razem z panią Croissant. Jak zwykle w luźnych zwężanych spodniach, do tego miał na sobie koszulę w kratę zapiętą pod sama szyję, a na nogach miał czarne nike air force. Jego blond włosy tak jak zawsze były postawione do góry. Ale dzisiaj był jakiś dziwny.
Jego błękitne oczy wyglądały na smutne, a wory pod oczami symbolizowały zarwaną nockę, lub dwie. Zawsze wchodził do klasy uśmiechnięty, posyłając swój optymizm wszystkim uczniom. Po sali przeszła seria szeptów, między innymi takie jak: "Chyba rzeczywiście zaliczył zgona!".
Nauczycielka powitała wszystkich oschłym bonjour, po czym kazała wyjąć kartki, bo będzie kartkówka. Kilka osób jęknęło cicho z tego powodu.
Z powodu braku miejsca, Neil musiał usiąść po mojej prawej stronie. Usiadł i wyjął potrzebne rzeczy na ławkę.
-Proszę odmienić avoir przez czas participe passe.- oznajmiła krótko i jak zwykle zaczęła przyglądać się widokowi zza okna.
Blondyn cicho jęknął. Z tego co słyszałam, z francuskiego orłem nie jest. Ta odmiana jest banalna, ale...
Skończyłam w dwie minuty.
Poczułam szturchnięcie w swój bok. Spojrzałam w prawo.
-Pomożesz?- Neil zapytał niemal bezgłośnie. przygryzłam wargę i przesunęłam swoją skończoną kartkówkę w jego stronę. Przepisał w błyskawicznym tempie. Do końca lekcji nie milczał.
Po dzwonku odniosła torbę i wyszłam z klasy, gdzie miałam czekać na Marsa. Po chwili ujrzałam jego smukłą sylwetkę. Podszedł do mnie i mocno przytulił.
-Lorrie Nicole. - przywitał mnie. - Miło, że odezwałaś się w weekend.
-Przepraszam...Ja...
-Lorrie?- to NEIL podszedł do nas i mi przerwał.
-Tak?
-Możemy porozmawiać?
Wymieniłam spojrzenia z Marsem i poszedł na swoją matmę "dla zaawansowanych" z głupkowatym uśmiechem pod nosem. On prawie cały czas się uśmiecha. Naprawdę, to czasem denerwuje.
-O co chodzi?- zapytałam odchrząkując.
-Pani Croissant powiedziała mi, że jesteś bardzo dobra z francuskiego.
-Chyba ma rację.
-Jestem...Mam same niedostateczne z tego języka.- wypalił i włożył jedną rękę do kieszeni.
-Przykro mi.- odparłam i zaczęłam odwracać wzrok.
Czego on ode mnie chce? Zdziwiło mnie to, że on - członek szkolnej elity - wie jak mam na imię.
-Mam też ostatnio...problemy rodzinne, nic kompletnie mi nie idzie- powiedział chyba bardziej do siebie niż do mnie.
-Po co mi o tym mówisz?
-Miałabyś czas i chęci, żeby mnie douczyć? Mogę ci za to płacić.- zapewnił.
-Chwila, co? Wynajmij sobie kogoś kto ma do tego kompetencje.
Zacisnął swoje idealne usta w linię.
-Nie mogę...Jak mój tata się dowie... To jak?
Patrzył mi prosto w oczy. Uświadomiłam sobie, że bardzo dużo osób nas obserwuje. Neil pewnie strasznie się wstydzi, że rozmawia z takim zerem jak ja. Nie jestem jedyna osoba w szkole, która uczy się tego języka. Właściwie, przyda się coś nowego. Mam dość dennej rutyny, a po za tym jeśli jeden z najprzystojniejszych chłopaków w szkole prosi Cię o korepetycje, to nie wypada odmawiać.
-Okay, kiedy?
-Zgadzasz się?- zapytal entuzjastycznie.
-Chyba tak...
-Napiszę na facebook'u! - krzyknął i wtopił się w tłum nędznych śmiertelników.
Na następnej przerwie opowiedziałam o wszystkim Chipowi.
-Tylko się nie zakochaj.- przestrzegł mnie. Tak naprawdę jest trzydziestolatkiem uwięzionym w ciele siedemnastoletniego chłopca.
-Zachowujesz się staro. Jak mój tata.
-Dlaczego mnie nigdy nie dałaś korepetycji?
-Bo jesteś geniuszem?- zapytałam retorycznie.
-No tak, a do szczęścia brakuje mi tylko kawałka liny, żeby się powiesić.
Podczas lunchu Mars gdzieś zniknął. Nie chciało mi się go szukać, gdyż głód strasznie mi dokuczał. Przechodzilam obok stolika gdzie siedzi między innymi Sasha Connor i grupa jej przyjaciółeczek i stała się rzecz niespodziewana. Mianowicie, mój - jakże kochany, posłuszny i inteligenty - mózg stwierdził, że czas się potknąć i wylądować twarzą w ryżu z owocami.
Takie coś mogło przydarzyć się tylko mi.
Zaraz po tym incydencie, wybiegłam ze szkoły, nie zważając na to, że mam jeszcze lekcje. Czy mój brak kordynacji nie mógłby po prostu zniknąć?
Nie. Oczywiście, że nie.
Zatrzymałam się dopiero w Hyde Parku. Wiedziałam, że Mars w końcu do mnie zadzwoni.
-Czy ja naprawdę nie mogę Cię zostawić na kilka minut samą? Od razu stajesz się najpopularniejszym tematem plotek. - jęknął.
-Najwidoczniej nie mogę zostawać sama.
-Zaraz poprawię Ci humor, mam genialnego newsa! - wręcz pisnął do słuchawki.
-Dajesz.
-Jeśli dobr4ze pamietasz, moi rodzice w maju, dokładnie 23 mają rocznicę ślubu.
-I co?
-Poznali się na Hawajach. - zrobił pauzę.- Chcą wylecieć na tydzień na Oahu lub Kawai!
-Świetnie - westchnęłam.
rodzina Chipa jest mi bliższa niż moja własna. Są wspaniałą rodziną.
-Wiem! To nie wszystko. Jedziesz z nami!
-Słucham?- wykrztusiłam.
-Będziemy razem na Hawajach, Lorrie!
-Moje życie bez Ciebie byłoby wielkim gównem.
-Wiem, dlatego mnie kochasz.
Nie poszłam już do szkoły, tylko pokręciłam się jeszcze po parku. Hawaje? Ciekawe co na to moi rodzice? Zgodzą się czy nie? A może już o tym wiedzą?
Oni pracują do 21, więc mam pusty dom. Nie miałam ochoty na jedzenie. Wciąż miałam przed oczami swój upadek. Wzięłam prysznic, gdy tylko weszłam do swojej łazienki. Zawinęłam sie w ręcznik, a wilgotne włosy spięłam w byle co. W pokoju przebrałam się w jeansy i granatowy sweter.
Na biologi zadano przypomnienie szkieletu człowieka. Znowu zaczynamy dział "Człowiek". Nie wiem po co mi anatomia człowieka. No cóż, podobno nic nie dzieję się bez powodu.
A propos powodu - czemu akurat ja mam uczyć Neila Hampthona? Bo jestem "dobra"? W każdym razie, nasze stosunki będą czysto naukowe.
Chwila. A niby jakie miałyby być?
Włączyłam laptopa i zalogowałam się na facebooka. Neil w końcu powiedział, że do mnie napisze to będę czekać.
Nie mogłam wybić sobie tego człowieka z głowy.
Po swoich lekcjach przyszedł do mnie Mars. Nawijał cały czas o Hawajach, ale nie byłam w stanie podzielić jego uczuć.
-Rany, Lorrie! Musisz być taka jak każda dziewczyna? - zapytał jednocześnie łapiąc mnie za ramiona.
-Niby jaka?
-Neil poprosił Cię o korki, a Ty przeżywasz jakąś ekstazę czy orgazm z tego powodu! Nie słyszałaś, że wygląd chłopaka rekompensuje małe genitalia?
-A masz małe genitalia?
-Eee...Nie.
-Widzisz, właśnie obaliłam Twoją teorię.
Mars siedział u mnie do powrotu rodziców, z którymi jeszcze rozmawiał o Hawajach. Zgodzili się, żebym poleciała. Nie mieli wyboru.
Korzystałam z laptopa do 23, ale dłużej nie potrafiłam. Oczy kleiły mi się ze zmęczenia. Odłożyłam maszynę na podłogę i zawinęłam się w kołdrę wraz ze swoim kotem.
*
Przebudziłam się. Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości na facebook'u. Niczym oparzona zeskoczyłam z łózka i usiadłam na podłodze przed laptopem.
Odpisałam szybko "Cześć no jestem :)"
Genialnie, zabrzmiało to pustacko. Odpisał niemal od razu:
Myślałam, że on jest jedynakiem.
Odpisałam na to : "okay. do jutra?", co chłopak potwierdził i napisał dobranoc.
Zamknęłam komputer i wreszcie położyłam się spać.
~~~~~~~~~~~~
Dzień dobry/wieczór :')
Będzie to kolejny blog, który zaczynam prowadzić.
Jak narazie to tyle. zapraszam do zakładki" bohaterowie "
będę wdzięczna za każdą opinię w komentarzu :)
Jesli ktos chcialby jakies informacje czy cos, niech napisze w komentarzu.
prosze o podpisywanie się userami jesli chce byc informowany na tt
milego xx
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)